Mily pamietniku, czuje sie blogo, choc zdany tylko na komunikacje publiczna i hulajnoge moge niewiele. W weekendy z mojej pysznej prowincyjki autobus odjezdza raptem trzy razy i biada jesli zaspisz na kurs o 7:55, bo nastepny jest za blisko 7 godzin. Nie chce opuszczac Vestmanny stopem, bo mam delikatne (moze bezpodstawne) obawy, ze tubylcy zaczna nawzajem podszeptywac "o nie, ten skapy bisurman znow chce sie od nas wyrwac na krzywe lico". Pisze "pyszna prowincyjka" bez cienia zlosliwosci i ironii, osada ujmuje mnie do cna, poczawszy od kapitalnej atmosfery w pracy, przez mile pogawedki z farerskimi wspolmieszkancami stancji, wizyty w szkolnej bibliotece i hali sportowej, a konczac na epizodycznych wymianach zdan z nieznajomymi w sklepie, banku czy na ulicy.
W sobote planowalem poplynac na Hestur, ale niestety okazalo sie, ze o tej porze roku prom kursuje tam tylko raz dziennie, w dodatku po zmierzchu. Awaryjny plan wycieczki na Sandoy takze spalil na panewce, bo niewiasta w kasie biletowej poinformowala mnie, ze bedzie tam lac jak z cebra przez caluchny dzien, a poniewaz mialem za pazucha Mackowy aparat, nie chcialem ryzykowac. Tym samym pierdylnasty raz zahaczylem w Tórshavn. W srodku nocy zafundowalem sobie spacer po centrum, by niczym szpicel poobserwowac co sie dzieje pod klubami i pubami. Nie bede wchodzil w szczegoly, napisze tylko, ze srebrne lajkry i welniana czapa z pomponem moga stanowic bardzo gustowna kombinacje. Gawiedz bawila sie do okolo 5 rano, potem na glownej ulicy sie przerzedzilo.
Ciekawym miejscem na Owcach jest stacja benzynowa miedzy Kollafjørður a Leynar, polozona w totalnie szczerym polisku, czy raczej leju miedzy gorami, 20 minut pieszo od najblizszych zabudowan. Zatrzymuje sie tu sporo ludzi - placa za tunel, kupuja hot-doga z prazona cebulka albo po prostu wpadaja porozmawiac z mlodymi ekspedientkami. W niedzielny wieczor czekalem tam na ostatni autobus do domu i, odurzony milym dialogiem, przeoczylem kurs. Podroz hulazka nie wchodzila w gre, bo na tym odcinku szosa jest nieoswietlona, poza tym dla odmiany walil deszcz. Udalo mi sie zlapac kombinowana okazje - kawalek z malzenstwem z Kvivik, reszte z 90-letnim jegomosciem z Vestmanny, ktory ze smiechem odparl, ze gdybym zyl w czasach jego mlodosci, to musialbym wkasac slipy i walczyc wplaw lub wolac z nabrzeza kuter. Czlowiek doskonale pamietal moment, gdy o asfaltowych drogach miedzy odleglymi osadami mowili tylko najwieksi marzyciele.
Z polskiej perspektywy Faroje to malutki homogeniczny kraj, do okielznania w tydzien. Bzdura do potegi. Kazda miejscowosc kryje tuziny niesamowitych historii, na bibliotecznych polkach zalegaja tysiace opracowan na wszelkie lokalne i globalne tematy, a zycie w poszczegolnych zakatkach archipelagu czesto jest diametralnie rozne. Jezyk i zwyczaje takoz. W mojej przetworni pracuja Litwini, Brazylijczycy, Meksykanin, Islandczyk, Nigeryjczyk, bodajze Rumun i Serbka. Z ta ostatnia bylismy ostatnio sasiadami przy tasmie. Gdy wycinalem rybie kregoslupy rozprawiala o losach Cecy Raznatovic, a gdy pozbywalem sie upiornych osci przy grzbietach, przeszla do opowiesci o Ivo Andricu. Badz gotowy na wszystko.
Moc pozdrowien dla wszystkich dwoch czytelnikow! Tesknie!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
5 komentarzy:
Proszę o poprawkę błędu ortograficznego wskazanego w poprzednim komentarzu. A relki z sali nie będzie, bo nie byłem - marznę w Hiszpanii. Tu w okolicach Malagi zima stulecia. Temperatura spadła poniżej +15 stopni i nawet nieśmiało popaduje deszczyk od czasu do czasu. Kupiłem podarki na Gibraltarze. :) // mogiel
poprawilem, dzieki ;) co pozyjesz na Maladze to Twoje, u mnie leje, pada, siapi lub zanosi sie na mzawke, ale jest oblednie, ot co. ani razu nie gralem jeszcze w futbol, ruszam sie tylko w pracy :( co kupiles innym? pozdro!
Sobie kupiłem litrowego Jacka Daniel'sa za 12 funtów i koszulkę Sevilla FC do zadawania szyku na sali (dziś jedziemy też na Sevilla - Santander). Reszcie nie kupiłem nic. :( Z innej beczki: Strecik na testach w Dolcanie! Będziemy o nim pisać co tydzień. Oby mu się powiodło.
Na sali mrok - podobno przegrali 6-8, ale grał u "naszych" pan Maciek i Kalisz.
czemu akurat Sevilla a nie Betis? ;)
dostalem zaproszenie na trening rezerw B 71 (2. deild), ale przygotowania do sezonu zaczynamy dopiero w marcu. co ciekawe, choc to klub z wyspy Sandoy, to bedziemy trenowac (jak to dumnie brzmi, hehe, pewnie i tak wyprosza mnie po pierwszym kopnieciu) na bocznym placu Gundadalur w Torshavn, czyli na obiektach HB, B36, Framu, FC Hoyvík i Undri FF. Powod jest prosty - wiekszosc Sandoyczan z rezerwowej kamandy pracuje lub uczy sie wlasnie w stolicy. Serdeczne pozdro!
Kurde, napisalem odpowiedz na ostatni koment, ale ktos mi wykasowal :( // mogiel
Prześlij komentarz