![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhMy3id5f8jQb4FZxdJgSI4HnDPd6KLa5dyzzGHvtMwxDNCXDQcb0AQGcN8yw4707Nr5RrvyTa4qARyJT-NbZOt4HNJ82lFlopWXeFt7BGPpUbsQHBwgJWYcUzzveC7sySY4D3ZRZq1NE9D/s320/b36_ab.jpg)
Na syntetycznym mchu stadionu Gundadalur spotkali się pewnego czerwcowego popołudnia piłkarz Hjalgrím Elttør, dziennikarka Sára Jógvansdóttir i trener Allan Mørkøre.
Sára: – Hjalgrím, wygraliście 1:0, nie były to wielkie zawody, porozmawiajmy może o czymś innym.
Hjalgrím: – Odpowiedz mi więc: czy dostrzegasz, że po każdym meczu naszych rozgrywek, w Tórshavn, na Suðuroy, w Toftir, na Vágar, w Streymnes czy gdziekolwiek na Farojach – tuż po ostatnim gwizdku sędziego tabuny dzieciaków wybiegają na boisko i nie przestają się bawić aż zajdzie słońce? Piątoklasistka w baletkach gra pasówkę do swojej młodszej siostry, ta dopiero co poprawiła rajstopy, a już kopie idealnie pod nogi chłopaczka w spiczastej czapie. Obok ojciec trenuje z bobasem, mały nie trafia w piłkę. Śmiech i harmider. Myślę, że ich mecze są nie mniej ważne od naszych.
Allan (w myślach): – Masz cholerną rację, Hjalgrím.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz