niedziela, 29 grudnia 2013

Polsko-farerski Hyde Park, część 3: Sara.


„Dorastałam w Sandur, a w wieku 16 lat przeprowadziłam się do Tórshavn” – pisze Sara. „Moje najlepsze wspomnienia z Sandur to nocne wypady na plażę z młodzieżą oraz grindaboð, kiedy dyrektor szkoły wpadał nam do klasy, krzyczał "GRINDABOÐ" i wszyscy zaczynali biec z całej siły.

                            Sandur, fotografie © Anfinn Frederiksen

Przez dwa lata trenowałam rógving czyli wioślarstwo w klubie Argja Róðrarfelag. Byłam jedną z kobiet w łodzi pięcioosobowej. Zaczynałyśmy trenować w październiku, najpierw na maszynach w budynku klubowym, do tego dochodziło podnoszenie ciężarów, mniej więcej 2-3 razy w tygodniu po 2 godziny – i tak przez całą zimę. Potem liczba treningów wzrastała do pięciu tygodniowo. W kwietniu wypływałyśmy łódką na Atlantyk. Zawody zaczynały się w czerwcu i tak aż do Ólavsøki. Wszystkie dziewczyny, z którymi trenowałam, pracowały albo chodziły do szkoły, czasem jedno i drugie. Musiałyśmy też same organizować pieniądze i sponsorów dla klubu. Klub to było coś więcej niż tylko miejsce treningów, spędzałyśmy tam tyle czasu, że wiedziałyśmy o sobie wszystko. Często w naszym budynku klubowym, który mieści się w porcie w Argir, organizowane były zabawy i różnego rodzaju spotkania, także z naszym udziałem”.

sobota, 30 listopada 2013

Samotny humbak, ślimak w rabarbarze i inni


„Czy na Wyspach Owczych występuje pszczelarstwo? Czy są pszczoły, znacie jakichś pszczelarzy?” – padło pytanie na fanpejdżu Projekt Føroyar (czy inspirowane filmem „Więcej niż miód” Markusa Imhoofa i słowami Alberta Einsteina „jeśli pszczoły wyginą, ludzkość nie przetrwa kolejnych 4 lat”?).
Odpowiedź mogła być jedna: na wyspie Nólsoy mieszka facet, który na pewno będzie wiedział.
Prowadzi wraz z żoną stronę internetową o florze i faunie Farojów. Pytanie o pszczoły było doskonałym impulsem, by odwiedzić ją znowu. 


I sam nie wiem, czy to kwestia rozmiłowania w Wyspach Owczych, że tak daleki mi na co dzień temat botaniki i mikrobiologii, u Jensa Kjelda studiuję ze szczerym zainteresowaniem.

Zresztą zobaczcie sami. Informacje w stylu: „Nowy ślimak, Arianta arbustorum, znaleziony na Wyspach Owczych. Widziany w rejonach Tórshavn, Hoyvík, Nólsoy i Toftir. Żywi się głównie liśćmi rabarbaru. Nie powoduje szkód, w odróżnieniu od Arion lusitanicus”.

Na podstawie witryny Jensa Kjelda i Marity można ułożyć kalendarium przyrodnicze Wysp Owczych.

15 maja 2009: Poul Johannes Simonsen wyłowił niezidentyfikowanego gatunku ośmiornicę z pokładu trawlera Grønanes w położeniu 61.30 N 5.00 W. Ośmiornica była brązowa, miała 50 cm średnicy i krótkie ramiona.

17 czerwca 2012: Kilka farerskich koni ustawiono przed budynkiem Ministerstwa Ochrony Środowiska, aby zwrócić uwagę na brak należytego zainteresowania sprawami przyrody przez farerskie władze.


24 lipca 2012: Mieszkańcy osady Tvøroyri na Suðuroy znaleźli 40 martwych mew żółtonogich (Larus fuscus) w pobliżu swojej miejscowości.

23 czerwca 2013: W Tórshavn przy ulicy Niels Finsensgøta 32 otwarto centrum badań nad orkami. Można tu dowiedzieć się o ich życiu w wodach przybrzeżnych archipelagu, poznać ich zwyczaje i prześledzić miejsca, gdzie najłatwiej je spotkać. 


28-29 stycznia 2013: W porcie Vágsbotnur w Tórshavn zaobserwowano samotnego humbaka, Megaptera novaeangliae.


[fotografie © Marita Gulklett / Jenskjeld.info]

wtorek, 29 października 2013

Polsko-farerski Hyde Park, część 2: Kinga.


- Kinga, co Cię ostatnio zaskoczyło na Wyspach Owczych?
- Przyznam szczerze, że zaskoczył mnie gol Farerczyków w meczu z Kazachstanem. Bardzo ładna bramka!


Przynajmniej przez krótką chwilę można było cieszyć się prowadzeniem. Miejmy nadzieję, że równie bojowo drużyna zaprezentuje się we wtorkowym meczu z Austrią i nie powtórzy kwietniowego wyniku z Wiednia 0:6. Sporym zaskoczeniem było dla mnie również niedawne uczestnictwo w farerskim weselu. Przede wszystkim zdziwił mnie brak niepisanego „obowiązku” uczestnictwa w ceremonii kościelnej, tak więc większość zaproszonych gości stawiła się dopiero na imprezie weselnej, która okazała się sześciogodzinną katorgą wypełnioną po brzegi długimi przemowami i toastami zapijanymi Jolly colą i winem (był to jedyny alkohol serwowany w ograniczonych ilościach, jako że młodzi pochodzą z bardzo religijnych rodzin, a wino jest trunkiem biblijnym, więc dopuszczono je do użytku weselnego) . Niektóre toasty były żenującymi wręcz historyjkami z dzieciństwa i konsumujący przy stołach goście niekoniecznie chcieli je usłyszeć. Przy okazji dodam, że kulinarnie impreza również daleka była od hojnych polskich stołów weselnych, ale cóż... co kraj to obyczaj i jestem teraz w stanie zrozumieć dlaczego zaproszonym na nasz ślub Farerczykom impreza BARDZO się podobała.



Kilka słów ze świata polityki: ośmieszający się ostatnimi czasy do granic możliwości Kaj Leo Johannesen uniknął rozpadu koalicji i wcześniejszych wyborów, przeciągając na swoją stronę Janusa Reina z Fólkaflokkurin. A zatem na scenie politycznej nihil novi, zaś sam Kaj Leo – pierwszy unionista Wysp Owczych, wciąż marzy i śni o niepodległości. Czy mamy do czynienia z przypadkiem klinicznym – czas pokaże. Póki co Kaj Leo bryluje na facebooku swoimi błyskotliwymi-inaczej komentarzami oraz semi-profesjonalnym profilowym zdjęciem w tle, na którym to pierwszy plan zajmuje... termos.

niedziela, 29 września 2013

Polsko-farerski Hyde Park, część 1: Kinga.



Kinga mieszka w Klaksvík i uważam, że jest mistrzynią świata. Podziwiam to, w jaki sposób widzi i analizuje Faroje, zazdroszczę jej znajomości kontekstów, cenię zdroworozsądkowe podejście i poczucie humoru.

„Ostatnio w Klax w Bónusie była Mathilde na przecenie, więc pomyślałam o Tobie ciepło”.

Czekam na te Kingowe słowotoki z ekscytacją. Nasilają we mnie jakąś trudną do okiełznania tęsknotę za ludźmi i realiami Forojaru. Widzę Kingę jak siedzi w swoim domu nad zatoką, obok krząta się jej mąż – z nim także mam kilka pięknych wspomnień. Piszemy.

- Jakiego zdania dziś się nauczyłaś?
- Eg havi ilt í bukinum. "Boli mnie brzuch".
- Czyta się to: E HAWE ILT UJ BUKINUM? czy BUCZINUM?
- BuczinuN - "m" na końcu wyrazu czyta się jak "n".

Zaproponowałem Kindze dwa tematy. Uprzedziłem, że to na bloga. Że chciałbym, by było cyklicznie i niestandardowo. Zgodziła się. Na początek zapytałem o grzyby i tunele. Oto, co napisała:

„Farerczycy grzybów nie zbierają, a także niespecjalnie znają się na ich gatunkach. Większość grzybów znaleźć można w tutejszych leśnych plantacjach, ale są to w większości niejadalne mleczaki. Myślę, że w farerskiej myśli grzybiarskiej desygnatem grzybów są tylko pieczarki. Jednak, co ciekawe, na Islandii wydano podobno pierwszy islandzki atlas grzybów, a wszystko to dzięki islandzkiej Polonii! To właśnie liczni Polacy zamieszkujący wyspę pokazali Islandczykom, że grzyby można zbierać, przetwarzać i jeść! Jest to zatem przykład polskiego wpływu na islandzką kulturę kulinarną o znaczeniu dziejowym”.

Z Islandii wróciliśmy na Wyspy Owcze.


„Sprawa tuneli sporo ostatnio namieszała na farerskiej scenie politycznej, bo, jak się okazało, jest to wierzchołek góry lodowej farerskiej korupcji i malwersacji finansowych. Nawet unijne embargo na śledzia i makrelę nie wywołało takich emocji jak forsowanie budowy najpierw tunelu eysturoyskiego (Eysturoyartunnilin), a następnie sandoyskiego (Sandoyartunnilin). Tunele wyraźnie podzieliły społeczeństwo, a także pokazały krótkowzroczność Farerczyków, którzy zamiast kierować się dobrem ogółu i zdrowym rozsądkiem, ponad wszystko przedkładają interesy lokalne i rodzinne koligacje. Budowa tunelu pod Skálabotnur jest omawiana już od dawna i ma nieukrywany sens, ze względu na dużą aktywność ekonomiczną w zatoce oraz tamtejszą dynamiczną sytuację demograficzną. Potencjalny tunel skróciłby czas przejazdu z Tórshavn do Klaksvik do 30 minut, co z pewnością przełożyłoby się na wzrost gospodarczy, rozszerzenie rynku pracy i mobilności mieszkańców. Początkowe projekty budowlane i finansowe z lutego 2007 zakładały nawet budowę podwodnego ronda i stworzenie kilku tunelowych odnóg, co osobiście uważam za przerost formy nad treścią i generowanie niepotrzebnych kosztów, które skutecznie opóźniają realizację całej inwestycji. Z kolei tunel sandoyski (Sandoyartunnilin) jest tematem, który dopiero od niedawna przestał być inicjatywą o zabarwieniu science-fiction. 1200 mieszkańców Sandoy zaciekle walczy o rozpoczęcie budowy tunelu, argumentując, że budowa Sandoyartunnilin uczyni dalsze połączenie z Suðuroy formalnością. O ile powstanie tunel sandoyski, dalsza budowa łącząca Dalur (Sandoy) z Sandvík (Suðuroy) będzie bardziej realna niż kiedykolwiek. Reszta kraju zastanawia się czy w dobie kryzysu i bojkotu ze strony Unii Europejskiej, budowa 13-kilometrowego tunelu w celu skomunikowania 1200 ludzi z resztą kraju powinna znajdować się na liście priorytetów polityki wewnętrznej. Z kolei zwolennicy Sandoyartunnilin twierdzą, że budowa tunelu zachęci Sandoyczyków mieszkających i pracujących w stolicy do powrotu na rodzimą wyspę. Merytoryczność tych dyskusji opiera się jednak w większości na znanej nam dobrze argumentacji pt. "Moja racja jest mojsza niż twojsza, a racja naszej koalicji jest najmojsza". Ostatecznie jednak przysłowiowym gwoździem do trumny okazały się poszukiwania inwestorów, za które odpowiedzialny jest Kári P. Højgaard - szef ministerstwa spraw wewnętrznych, zwany potocznie Kári Post'em. Højgaard, w celu znalezienia inwestorów, postanowił uruchomić wszystkie swoje znajomości, wśród których nie zabrakło środowisk o charakterze kryminalnym. Po tych rewelacjach farerskie gazety rozpoczęły śledztwo, w wyniku którego wyszło na jaw, że od finansowych machlojek nie stronił również sam premier Kaj Leo Johannesen. Te informacje oburzyły farerskie społeczeństwo, czego przejawem były manifestacje w Tórshavn, mające na celu obalenie obecnego rządu oraz ożywiona dyskusja w farerskich mediach - także społecznościowych. Wszystko wskazuje na to, że w październiku czekają nas nowe wybory, co może okazać się smutnym wyrokiem dla rządzącej Sambandsflokkurin i innych partii unionistycznych”.

Kingo – dziękuję!
 
[fotografie © Ólavur Frederiksen / Faroephoto.com]

piątek, 23 sierpnia 2013

Karl‑Markus Gauß i trop farokańsko-asyryjski


„Kiedy dotarłem do granic Örebro, zaczęło mżyć. Nad tym starym przemysłowym miastem, położonym na wysokości Sztokholmu i Oslo, mniej więcej w połowie drogi między jednym a drugim miastem, zawisła kopuła ciemnych chmur, której zachodzące za nią słońce nadawało dziwnie metaliczny poblask. Wjeżdżało się przez tereny przemysłowe, pełne niczym nieróżniących się od siebie magazynów i parkingów dla samochodów ciężarowych, kontenerów – całej tej przemysłowej graciarni, potem był prawie czarny lasek i wreszcie zaprojektowane z rozmachem podmiejskie osiedle, które wyglądało na przygnębiająco wysprzątane. Nad drugą częścią miasta, tam gdzie rzeka Svartån uchodzi do jeziora Hjälmaren, niebo przecięły pierwsze błyskawice. A gdy znalazłem położoną blisko centrum dzielnicę Hjärsta, w chmurach potężnie huknęło i natychmiast spadły na ziemię wielkie krople, rozpryskując się i dudniąc na asfalcie, po którym już wkrótce popłynęły fale wody obwiedzione białą pianą. Na wąskiej uliczce Humlevägen, gdzie burza przyginała drzewa, pod daszkiem domu numer dwanaście stał mężczyzna średniego wzrostu, ale wysportowany i barczysty. To był on, Fuat Deniz, syn imigrantów z Turcji, niegdyś przewodniczący asyryjskich związków młodzieżowych Szwecji, obecnie docent socjologii na uniwersytecie w Örebro, jeden z najbardziej wpływowych intelektualistów asyryjskiej diaspory, prelegent chętnie zapraszany na międzynarodowe kongresy.
Stał pod tym daszkiem i z uciechą patrzył na dudniący o asfalt deszcz. Fuat miał około czterdziestki, gęstą czarną czuprynę, a na rękach trzymał niemowlę.
– Lubi burzę – powiedział i jakby na przywitanie uniósł nieco wyżej swojego syna, który urzeczony, z promiennymi błyskami w oczach patrzył na deszcz.
Za plecami Fuata pojawiła się atrakcyjna kobieta spowita w falującą suknię do ziemi. Miała takie same czarne włosy jak mąż, była Dunką, i pochodziła z Wysp Owczych. Jej dwóch synów z pierwszego małżeństwa było już dorosłych, ten trzeci, z Fuatem, kocha burze i będzie wzrastał w trzech językach: szwedzkim, asyryjskim i farerskim. Nie, duńskiego – języka, który przydałby mu się w Danii – matka nie zamierza go uczyć, tylko farerskiego, którym chłopiec zdoła się porozumieć jedynie z niespełna pięćdziesięcioma tysiącami mieszkańców Wysp Owczych. W Szwecji będzie się również uczył asyryjskiego, a nie tureckiego, którym doskonale włada Fuat i który jest językiem wielu milionów ludzi”.

Karl‑Markus Gauß „Mieszkańcy Roany odchodzą pogodnie. Wyprawy do Asyryjczyków, Cymbrów i Karaimów”. Przełożyła Sława Lisiecka. Dziękuję Wydawnictwu Czarne za możliwość udostępnienia fragmentu.

czwartek, 18 lipca 2013

Typespotting Føroyar. Literowe krajobrazy


„Odwiedzając po raz pierwszy nowe miasto, jedni podziwiają architekturę, inni chodzą po sklepach. Ale są też tacy, których pochłania oglądanie napisów” twierdzi Magdalena Frankowska, współautorka książki „Typespotting. Warszawa” (Bęc Zmiana, 2010).
Myślę o Wyspach. Przemierzałem je na wiele sposobów: szlakiem stadionów i bibliotek, tras komunikacji publicznej i szkół, przetwórni ryb, galerii i kościołów.
Studiowałem tablice ogłoszeń i plakaty zawieszone na przystankach.
Napisy na murach i ścianach.
Znalazłem na dysku kilka zdjęć dokumentujących typograficzny krajobraz Wysp Owczych. Zrobiłem je przypadkowo, nie znając „Typespotting”.
Autorzy zaproponowali „swoistą grę w typoorientację”. Interesowały ich szyldy, neony, inskrypcje – znaki liternicze o różnej funkcji, stylistyce i przeznaczeniu.
„Wyspy Owcze przez pryzmat napisów jako przyczynek do turystyki typespotterskiej” – czy to nie brzmi kusząco?

sobota, 29 czerwca 2013

Kapitan Inger i jej statek wielki jak monstrum


– Żyjemy blisko morza i ma to wpływ na naszą mentalność – twierdzą Farerowie. – Jesteśmy pragmatyczni, pokorni wobec żywiołów, mniej w nas sentymentalizmu.

Kilka dni temu na Wyspy Owcze przypłynął statek wycieczkowy Queen Victoria - ekskluzywny liniowiec posiadający na pokładzie między innymi trzypiętrowy teatr, centrum spa i bibliotekę liczącą 6000 woluminów. Za jego sterami zasiadła Farerka Inger Klein Olsen. To pierwsza kobieta-kapitan statku w 173-letniej historii armatora Cunard.


Jak podaje jeden z portali, Inger pracuje na transatlantykach od 1997 roku. Jej pierwszym zadaniem w roli kapitana było zacumowanie Królową Victorią w pływającym doku w Hamburgu.

Tym razem Queen Victoria dotarła do Klaksvík i Tórshavn. „Sklepy pozostały otwarte cały wieczór, zorganizowano koncerty, tradycyjny taniec korowodowy i barbecue” – relacjonował wizytę w Klaksvík brytyjski Daily Mail. Zawinięcie do głównego portu wysp północnych było autorskim pomysłem kapitan Inger. – Myślę, że rejs bezpośrednio do Tórshavn zubożyłoby naszą wycieczkę. Chciałam pokazać pasażerom przytłaczającą scenerię północy. Część podróżnych czuła się tu klaustrofobicznie, ale dla mnie to naturalne otoczenie, w którym się wychowałam i które kojarzy mi się z bezpieczeństwem.

W porcie Tórshavn Królową Victorię sfotografował niezawodny Ólavur Frederiksen.  

czwartek, 30 maja 2013

Farokańskie silva rerum

Nie rozumiem większości zdań, ale konteksty są oczywiste. Wyspy Owcze pokazane przez pryzmat społeczeństwa i kultury. Rzeczy i zdarzenia o których osoby spoza archipelagu być może nigdy by się nie dowiedziały. Na swoim blogu Birgir Kruse uważnie i z pasją kolekcjonuje farerskie powidoki.

Dzięki niemu podglądamy jak malarz Amariel Norðoy przygotowuje się do wystawy w tórshavneńskiej Galerie Focus.


Dowiadujemy się o wernisażu Bárðura Oskarssona.


Widzimy jak Sakaris Stórá pracuje z ekipą nad nowym filmem.


Odwiedzamy pracownię Tróndura Paturssona.


Zastajemy też Tóroddura Poulsena.


Birgir Kruse zatrzymuje się, by sfotografować pomalowany znak drogowy w centrum Tórshavn i ułamany drogowskaz przy zakręcie ku Norðradalur.



Zagląda do samoobsługowego antykwariatu przy Vágsbotnur.


Patrzy na Mikinesa.


Jest na 60. urodzinach pisarza Jóanesa Nielsena.


I na koncercie piosenek Leonarda Cohena w kościele w Kvívík, gdzie występuje stary dobry znajomy Hanus G. Johansen.


Przyjmuję te Birgirowe fragmenty z nostalgią i wdzięcznością.


[Wszystkie fotografie pożyczono z bloga Birgira Kruse]

sobota, 20 kwietnia 2013

Andrzej Stasiuk: klękanie przed puchatością



„Rodzą się, gdy jest zimno. W lutym albo na początku marca. Jest w tym pewien rodzaj obojętnego okrucieństwa. Na zewnątrz gwiaździsty mróz, a tam wśród czterech drewnianych i wcale nie najcieplejszych ścian przychodzi na świat coś tak kruchego. W dotyku jest zimne, bo pokryte błonami płodowymi, wydzielinami, resztkami tego poprzedniego życia, które było na poły życiem wodnym, a tutaj ten mróz i trochę strach, że zaraz zamarznie. Trzeba więc wziąć wiecheć siana, wytrzeć to, rozmasować, aż stanie się jako tako suche. Lecz nie zawsze jest się na miejscu – mimo to dają sobie jakoś radę. Zwłaszcza te tak zwane prymitywne rasy, pradawne, niezepsute hodowlą, bo ta dzikie zwierzę zamienia często w wyrafinowany produkt, który bez człowieka już sobie nie poradzi (...)



Tej zimy przybyły trzy i wszystkie są czarne. Zachodzę do nich częściej, niż nakazywałby owczarski obowiązek, i po prostu patrzę. Emil Cioran napisał kiedyś, że zamiast wciąż obłędnie i na wyprzódki się cywilizować, „powinniśmy zawszeni i pogodni kucać w cieple zwierząt” albo jakoś podobnie. Czytam wyrafinowanych filozofów, ale potrafię ich nauki przyjąć jedynie prostodusznie i bezpośrednio. Idę więc i kucam. Czekam, aż się zbliżą i poczują mój obcy, ludzki, ale przecież znany zapach. Aż zapomną na chwilę o nieufności, dzięki której żyją, i podejdą w zasięg dotyku. Teraz ja wciągam w nozdrza ich woń. W ciepłe, suche dni jest ostra, wyrazista i odurza. Jest w niej coś dalekiego i archaicznego. Jeśli to mieliśmy, to utraciliśmy dawno i na zawsze (...)



Tak więc kucam pogodny, rezygnując jednak z zawszenia, i wącham moje mini-stado. Pachnie jak tamto gobijskie. Pięknie, mocno i odurzająco. Człowiek – mówię to starając się oczywiście naśladować ton Ciorana – powinien mieć owce. Nie ocalą, nie uwolnią z samotności, ale mogą wskazać drogę w mroku. Niekoniecznie tym, w którym zmierzamy, ale w tym, z którego przyszliśmy”.

(fragmenty eseju „Kucając” Andrzeja Stasiuka opublikowanego w Tygodniku Powszechnym z 21 kwietnia 2013 roku)



[pierwsze trzy fotografie © Ólavur Frederiksen, Faroephoto.com]

sobota, 16 marca 2013

Widmowe koleje Pępka Świata, część druga



Dziś nie ma już po nich śladu.
Zostały tylko dwa zdjęcia, które w sumie niewiele wyjaśniają.
Ot, trochę szyn i zwrotnic przy nabrzeżu.
Czy Petur i inni myśleli o nich jak o namiastce kolei czy tylko jak o kawałkach żelastwa, po których łatwiej pchać wagoniki z kośćmi i tłuszczem?



Tory służyły do obsługi stacji wielorybniczej w osadzie Lopra na Suðuroy. Na przełomie XIX i XX wieku na Wyspach Owczych powstało siedem tego typu miejsc. Budowali je Norwegowie. W czasach największej prosperity posiadali 214 stacji wielorybniczych rozsianych od Falklandów i Seszeli po Mongolię i Nową Fundlandię.
Stację Lopra wraz z torami zamknięto w roku 1953.



Pokrewne - Sygnały o błędnym pociągu na Ultima Thule.

czwartek, 14 lutego 2013

Livar Nysted: w łupinie przez wielką wodę


„Livar Nysted jest znany na Wyspach Owczych zarówno jako artysta, jak i zapalony, wioślarz. Właśnie próbuje pobić kolejny rekord świata płynąc łodzią przez Ocean Atlantycki” – czytamy na jednym z farerskich portali.

„Livar zdobył światową sławę, kiedy wspólnie z trzema innymi wioślarzami przemierzył Atlantyk w 2010 roku. Dzięki tej wyprawie Farer nie tylko ustanowił rekord świata, ale także znalazł się w Księdze Rekordów Guinessa. Wówczas trasa wiodła z Nowego Jorku na Wyspy Scilly w pobliżu Wielkiej Brytanii. Przepłynięcie tego dystansu zajęło wioślarzom 44 dni. Poprzedni rekord należał do ośmiu Norwegów, którzy do pokonania tego samego szlaku w roku 1896 potrzebowali jedenastu dni więcej.
Tym razem Livar i jego kompani zamierzają przeprawić się z Puerto de Mogan na Wyspach Kanaryjskich (skąd wyruszyli 16 stycznia) do Port Saint Charles na Barbadosie. Celem jest przewiosłowanie około 5000 kilometrów w czasie krótszym niż 30 dni. Niezależnie od tego, Livar ma także realne szanse dołączyć do grupy około 30 osób, którzy przepłynęli Atlantyk łodzią wiosłową więcej niż raz”.

„Tak, to nieco samolubne. Zostawiam moją żonę i cztery córki” – mówi Livar Nysted.



Postępy załogi można śledzić tutaj.