
Nieodgadnione są losy tułacza, który decyduje się podróżować po Wyspach Owczych autostopem. Na opłotkach Klaksvík, przy najbardziej uczęszczanym szlaku komunikacyjnym archipelagu, zdarzyło mi się machać ponad pół godziny, innym razem - w dwójnasób z Maćkiem - odstaliśmy ponad godzinę w deszczu przy podobnie ruchliwej arterii lotnisko - stolica. Z kolei gdy zależało nam na czasie w walce o prom na Sandoy, do złapania okazji wystarczył jeden niemrawy ruch łokciem.
Na gest zareagował sędziwy mężczyzna w rozklekotanym białym kombi, toczącym się w kierunku Gamlar
ætt z prędkością 20 km/h. Drzwi z prawej strony zaryglowano olbrzymią wędką, w miejscu tylnej szyby łopotała folia, a gdy wpakowaliśmy się do wozu, okazało się że szyba jednak jest, ale w postaci pokruszonego szkła na całej długości siedzenia, w związku z czym musieliśmy przycupnąć ostrożnie kantem w opcji fakir. Jegomość jechał nad ocean wypróbować nowy haczyk. Był rozmowny, pogodny i upiornie oszpecony przez jakąś straszną chorobę. Później, już z okna promu, patrzyliśmy jak cieszy się z niedzielnego słońca i skacze dziarsko po nabrzeżu w poszukiwaniu najlepszego miejsca na zarzucenie wędziska.
Galeria postaci, które życzliwie zdecydowały się zabrać mnie z pobocza jest spora i choć prawdopodobnie nigdy nie przeczytają tych słów i pewnie nigdy się już z większością nie spotkam, to chciałbym im uprzejmie podziękować i zapisać w pamięci, choćby w postaci tego lichego posta. Notkę dedykuję młodemu organiście z Lambi, nauczycielowi z Vestmanny, młodej biznesmence z Klaksvík jadącej na kolację do restauracji w Kambsdalur, mężczyźnie z naszej fabryki, który dostrzegł mnie na nieoświetlonym odcinku drogi, miłej pani z Eysturoy, która w pewien wietrzny niedzielny wieczór wyprawiła się z córką do szpitala w Tórshavn, panu z Kunoy, dla którego nie było istotne że - przemoknięty do cna - moczę mu fotel, pieknej siatkarce SÍ i - kiedy indziej - jej koledze z klubu, starutkiej kobiecinie z Sandoy, której auto mogłoby śmiało powalczyć o tytuł "najbardziej zakopcone fajami wnętrze roku". Dziękuję i pozdrawiam budowlańca w dostawczym przed tunelem do Gásadalur, panią ze Skopun - wnuczkę właściciela najstarszego betonowego domu na Farojach, a także dyrektora biura podróży z Havn, młodego melomana ze Skáli, matkę i córkę na odcinku Kollafjorður - Leynar, parę narzeczeńską za zakrętem w Stykkið, emeryta z kilku notek wstecz, nieśmiałego dżentelmena za brawurowy manewr hamowania w tłoku nieopodal ronda w Skipanes oraz wszystkich, których w tej chwili nie pomnę, a byli dla mnie tego czy owego dnia bezinteresownie serdeczni. Stokrotne dzięki!