czwartek, 26 lutego 2009

Obiad był smaczny a pożywny

















Zaaplikowałem sobie dziś spacer po okolicach Vestmanny, zrobiłem kilka fot (efekt powyżej) i szykuję się do pracy. Zapowiada się luźniejszy dzień, bo o 18 będzie przemawiał szef przetwórni. Klasyczne zebranie szeregowców trudu robotniczego - kawa, ciasto, ploty. Biegnę zgolić wąsy. Tysiąc machnięć.

sobota, 21 lutego 2009

Leygardagur, 2:16





















Palec pod budkę kto zna słowo, które zawiera w sobie trzy kolejne takie same litery? Zgłaszam farerskie "vatttepi", określające wełniany pled. J. mówi, że są jeszcze co najmniej trzy tego typu dziwadła. Co na to Finowie?

W najposępniejszym zakamarku przetwórni stoją dwa stoliska i kilka szarosmutnych kontenerów, tworzące wespół wątpliwej urody segregownię wyłowionego narybku. Lubię tam czasem wstąpić i przy melodii skrzypiącego za oknem leciwego kutra wściubić nochal w owe pudła. Ich częstym mieszkańcem jest przepotworne rybisko wyglądające jak krzyżówka olbrzymiego glonojada ze spłaszczoną myszą-gigantem i megabuldogiem - największe okazy trudno byłoby nawet wziąć na ręce, zresztą mogłyby się wyślizgnąć i pośmiertnie wbić swe ostre zęby w kolano lub stopę. Nazwałem je płaskudami. Mimo że są nieżywe, patrzą hardo ku górze, jakby chciały powiedzieć ludziom: "to przetwórnia ryb upsi, prawda? No właśnie. Więc na jasny grom nas niepokoicie, wyławiacie i traktujecie prądem czy czym tam..."

Po uczcie z owczych podrobów nie przepuściłem okazji do spróbowania wieloryba, a konkretnie płatów tłuszczu. Degustacja miała swoistą otoczkę, bo spik to towar niedostępny w sklepach, przysługujący tylko przy podziale z polowania. Nie mam żadnych zdjęć, a jeśli miałbym opisać wrażenia to delikates krojony jest w kształt domina, wygląda jak cienka, prezroczysta słonina i smakuje jak guma do żucia o smaku - z całym szacunkiem - mdłych mydlin.

Puchar Wysp Owczych w siatkówce zdobyli panowie z ÍF Fuglafjørður i kobiety z SÍ Sørvágur. Jako absolutnie najgenialniejszy akcent imprezy oceniam robione na drutach sweterki złotych medalistek, z wyszytą niebieską włóczką nazwą klubu na ramionach.

Na relację z wyprawy na koncert Faroe 5 zapraszam do Maćka.

(notka do siebie: nauczyć się jeździć wózkiem widłowym i koparką)

Darz bór!

czwartek, 12 lutego 2009

Nie patrz krzywo na mięsiwo














W osadzie Mikladalur nikt nie pije alkoholu, a jeżeli już, to musi się z tym solidnie kamuflować i walić tyle, by nikt nie zauważył. Wizja dorobienia się łatki "lubiący golnąć" jest na tyle nieprzyjemna, że korzystniej raczej połazić boso po ptasich odchodach niż napoczynać ukradkiem butelczynę płynu wyskokowego.
W tymże Mikladalur pierwszy raz w życiu miałem okazję spróbować farerskiego smakołyku o nazwie skerpikjot, czyli suszonego na wietrze mięsa z uda owcy. Nie jest złe - jeśli komuś doskwiera duży głód, to zagryzając obficie chlebem da radę spożyć, trzeba tylko skupić myśli na czymś innym, przy zbliżaniu do ust nie wąchać i wmówić sobie, że gumowate ścięgno to fajny pomysł na przekąskę. Do tego słone, owcze salami, nazywane romantycznie kjotpylsa oraz krucha rolada schabowa rullupylsa i jest ze wszech miar obłędnie. Na deser mech i deszczówka.

W sobotę wybieram się na finał pucharu Wysp Owczych w siatkówce (o 14 grają niewiasty, dwie godziny później panowie), a w niedzielę prawdopodobnie na koncert farerskiego girlsbandu Faroe 5 w szkolnej auli na vestmańskim wzgórzu. [edit] Tym bardziej, że dziś rano dojrzałem na plakacie w spożywczaku, że z dziewczynami wystąpi - uwaga, rzecz niespotykana na Owcach - raper :) Pseudonim "Thor" brzmi buńczucznie, zobaczymy kto zacz.
Tysiąc uścisków i pozdrowień.

www.myspace.com/faroe5

środa, 4 lutego 2009

Nie ma mocnych na tunele

Na sztucznej trawie boiska szkolnego w Hoyvík ktos nabazgral biala farba swastyke. Przy skateparku w Klaksvík widnieje bohomaz "666", a dechy przystanku obok cmentarza w Kollafjorður przyozdobiono w napis "Eli sux". Nie mam jeszcze informacji jak sie sprawy maja w damskiej toalecie publicznej w Tvøroyri...

Splot zdarzen i okolicznosci: siedzimy w salonie, J. pisze z dwiema kolezankami referat z chemii, ja czytam o Tróndurze Paturssonie, nagle ktos puka. Ich znajoma. Klaniam sie w pas, jestem Marcin, uscisk dloni, dziewczyna wymienia kilka zdan z przyjaciolmi, usmiecha sie, wychodzi. Mowie do J. ze chyba ja kojarze z przetworni, mozliwe, ze minelismy sie raz w jadalni. "Czasem tam dorabia", potwierdza J. i pokazuje mi lezacy na stole slownik farersko-angielski, konkretnie zdjecia autorow na tylnej okladce. "A ten tutaj elegancki mezczyzna to jej tata, mieszkaja po drugiej stronie osady".
Albo to: W sobotnia noc siedzimy w aucie pod hotelem Norð w Viðareiði, do naszego wozu podchodzi chlopak i zaczyna pogawedke z moimi towarzyszkami podrozy. Ni w zab nie rozumiem, mijaja trzy minuty, koncza. K. do mnie: "Mowiles, ze lubisz futbol. Wiesz kto to byl?". Ja: "Bladego pojecia, nawet mu sie nie przyjrzalem". K: "To Hjalgrím Elttør. A widzisz kierowce auta, do ktorego wlasnie wsiada? To z kolei Høgni Madsen". Pysznie. Czolowi snajperzy farerskiej ligi, drugi garnitur reprezentacji, do pelnej egzotyki zabraklo jeszcze, by Rógvi Jacobsen wyprzedzil nas traktorem, a Jákup Mikkelsen skontrolowal stan techniczny pojazdu.

W glownym teatrze graja "Emila z Lønnebergi", niestety wszystkie bilety sa wyprzedane do polowy marca, czyli do momentu, gdy przedstawienie zostanie zdjete z afisza.

O wycieczce na Kalsoy napisze kiedys dluzszy elaborat, bo jeszcze nie potrafie poukladac w glowie tego co sie dzialo. Wyobrazcie sobie waski, ciemny jak czort tunel, dlugi na ponad kilometr, kapiaca ze stropu wode i sytuacje, gdy podswietlanie sobie drogi starym telefonem nic nie daje, a swiatelka na koncu owego tunelu nie widac, bo skrylo sie za zalomem niewidocznej szosy. Wewnatrz jamy samotny piechur, zlany potem, slyszacy tylko wlasny oddech i stukanie etui aparatu o udo. Atawizm. I chyba esencja zwiedzania, bo to okolicznosc, ktorej nie odda zaden opis, zdjecie czy filmik.

Przy okazji musze sprostowac ostatni post - na Kalsoy maja juz wstep pojazdy. 19 kwietnia 2005 roku maciupki prom Barrskor zostal zastapiony przestronnym, nowoczesniejszym Samem. Kapitanami pozegnalnego rejsu staruszka byli Sigmar Høgnesen i Noel Joensen, o czym informuje pamiatkowa gablota. Na szczescie Kalsoy wciaz pozostaje zaciszna oaza - w trakcie szesciogodzinnej wedrowki minely mnie bodaj 3 samochody.