czwartek, 31 grudnia 2009

Gdy zacni piechurzy, droga się nie dłuży









[foto: Ólavur Frederiksen – www.faroephoto.com]

Umówili się, że za metę robić będzie południowa ściana browaru w Klaksvík, po lewo od piramidy drewnianych palet. Na finiszu należało wytracić prędkość, wydobyć z trzewi radosny ryk i po prostu klepnąć w barierkę. Później uściski, foty na tle rdzewiejącego szyldu z oranżadą Jolly i reszta honorów.

Było ich czterech. Kristian, Tórður, Fróði i Rani. Kumple z Tórshavn, być może studenci tutejszego kolegium ekonomicznego lub szkoły nauczycielskiej. Pamiętnej soboty 28 listopada 2009 roku postanowili odpuścić potańcówkę w Rex, machnąć ręką na wieczorny koktajl w Hvonn i z niekłamanym żalem odmówić koleżance, która wyprawiała przyjęcie urodzinowe na opłotkach Argir. Prezent (najnowszą płytę Páll Finnur Páll) wręczyli jej dwa dni później.

Po wszystkim pokazano ich w wiadomościach sportowych „3-2”: ubrani w odblaskowe uniformy (Rani na żółto, reszta – pomarańcz), stoją w wąskiej uliczce w centrum Havnu (z tyłu widać dobrze stoczniowego żurawia), ktoś żywiołowo klaszcze zza kamery, jest godzina 19, osoby z najbliższej rodziny (m.in. urocza siostra Tórðura – Sjanna) rozpoczynają odliczanie: 5! 4! 3! 2!
Tórður popełnia minimalny falstart, ale poszli! Spacerują ramię w ramię, nikt nie forsuje tempa.

Jakieś piętnaście minut potem ich postacie odbijają się w witrynie jubilera niedaleko Café Natúr.
Drepczą wschodnią pierzeją miasta, w tle majaki świateł pobliskiej Nólsoy.
Za kwadrans druga w nocy reporter farerskiej telewizji dogania Kristiana, Tórðura, Fróðiego i Raniego gdzieś w okolicach Kollafjørður.
– Jak się macie?
– Mamy się nad wyraz dobrze!

Krok za krokiem. Hósvík, Streymnes, most nad Sundini, pod górę do tunelu, Skálafjørður, na rondzie koło Skipanes znów w lewo i stromizna, ku Gøcie, zaczyna świtać, zatoka, kościół, stadion, stacja benzynowa, za nią w prawo, tunel, port w Leirvík, jeszcze jeden tunel, tym razem sześciokilometrowy, pod Atlantykiem (z sufitu zwisają rzeźby Tróndura Paturssona). Na rogatkach Klaksvík pada śnieg. Już tylko kawałek w głąb miasta, Injector Arena, kościół Christianskirkjan i – widać cel. Jest drewniana barierka przytroczona do ściany browaru. Przy autach czekają znajomi. Zza winkla - trójka gapiów. Dochodzi godzina 13, Klaksvík jeszcze śpi.

Dom w Tórshavn, spod którego wyruszyli Kristian, Tórður, Fróði i Rani, dzieli od budynku Föroya Bjór 81 kilometrów. Chłopaki pokonali ten dystans pieszo w 17 godzin i 40 minut.

1 komentarz:

Adrian Moczyński pisze...

Świetny wpis. Będę na pewno tu częściej.