piątek, 28 lipca 2017

Michał Przybylski: czwarty sezon nastolatka

Dwa lata minęły w mgnieniu oka.
Michał Przybylski miał wtedy siedemnaście wiosen i był niedługo po debiucie w najwyższej lidze futbolowej Wysp Owczych. Nasza rozmowa na blogu urywała się w pół zdania – bez podsumowań, pytań o plany, bez górnolotnych deklaracji. Wtedy, w maju 2015 roku, zapoczątkowaliśmy dialog, który – płynąc sobie spokojnym nurtem – trwa do dziś. Przez ten czas Michał zmienił dwa razy klub, zagrał prawie 50 razy w ekstraklasie i zapracował na miano bardzo perspektywicznego ligowca młodego pokolenia.
Nie zmieniło się tylko to, że pomimo ograniczeń w komunikowaniu się przez net, wciąż lubimy powałkować tematy futbolowe. Za parę lat będzie z tego wywiad-rzeka ;)


- Jaki był dla Ciebie najprzyjemniejszy piłkarsko moment w tym roku?

Mecz z EB/Streymur pod koniec maja. Strzeliłem dwa gole, wygraliśmy 3:2. Bramkę decydującą o naszym zwycięstwie zdobył w końcówce Andras Frederiksberg i ona ucieszyła mnie chyba najbardziej, bo dała nam pierwsze w tym sezonie zwycięstwo i sprawiła, że moje gole miały jakieś znaczenie.

- A moment najgorszy?
Mecz u siebie z Suðuroy. Prowadziliśmy 2:0, jeden z rywali musiał zejść po czerwonej kartce, strzelili nam na 2:1, dostali kolejną czerwień, grali w dziewięciu i… wyrównali. Sparaliżowało nas przy stałych fragmentach. Niesamowite, jak tego nie wygraliśmy.

- Po takim meczu można się albo załamać albo potwornie wkurzyć. Jak było u Was?
Czuliśmy chyba i to i to. Początkowo bardziej załamanie, w szatni nikt nie odzywał się ani słowem. Potem trener huknął na nas dosadnie i jego reakcja też wydaje mi się zrozumiała. Na szczęście były tylko cztery dni do następnego meczu i szybka możliwość, by się zrehabilitować, zapomnieć o traumie. Pojechaliśmy do Tórshavn na potyczkę z HB i wygraliśmy 2:1. Ktoś sprawdził, że było to nasze pierwsze wyjazdowe zwycięstwo z nimi od 11 lat.

- W tym meczu zaliczyłeś asystę „na nos” przy golu na 1:1, ale na skrócie telewizyjnym można odnieść wrażenie, że nie ucieszyła Cię bramka dla Twojej drużyny. Co się za tym kryło?
Byłem poirytowany, bo w środku pierwszej połowy nasz trener zmienił ustawienie i od tego momentu rywale zaczęli strasznie ze mną pogrywać. Na szczęście w drugiej połowie było już lepiej i wróciła mi pewność z początkowej fazy meczu.

- Skála to Twój trzeci seniorski klub. Co jest w nim takiego, czego nie było w NSÍ i B68?
Wydaje mi się, że jesteśmy tu bardziej rozpieszczani, jeśli można tak to nazwać. Od tego roku mamy nowych kierowników drużyny, którzy pilnują, by niczego nam nie brakowało. Dostajemy specjalne batony, napoje, do tego czekolada, banany, odżywki. Nie zawsze mogliśmy na to liczyć w Toftir i Runavík. Zaletą Skáli jest też bardzo dobre zgranie. Nie ma podziałów, każdy z każdym rozmawia, czego nie można było powiedzieć o Runavík. Piłkarsko więcej zawodników jest na zbliżonym poziomie, co przekłada się na zdrowe współzawodnictwo na treningach – większość chłopaków nie uznaje podejścia „nie potrafię”, więc gierka na koniec ćwiczeń jest bardzo intensywna.
  



- Przedstawisz swoich kumpli z drużyny?

Analizując po kolei pozycjami: bramkarz András Gángó, urodzony na Węgrzech, niskiego wzrostu więc gra nieco słabiej na przedpolu, za to bardzo dobrze na linii. Pracuje jako menedżer w sklepie spożywczym. Prawy obrońca Ari Olsen – zdrowie do biegania, szybki, z dobrym dośrodkowaniem. Uczy się w technikum handlowym. Środkowy obrońca Jákup Jakobsen, niewysoki, ale jeden z najszybszych na swojej pozycji w lidze. Dobrze wyprowadza piłkę. Pracuje w firmie, która wytwarza sieci dla statków rybackich. Drugi środkowy obrońca, „Joba”, Walerian Jobaszwili, Gruzin, wysoki, silny i twardo grający gość, dobry w pojedynkach główkowych. Pracuje na pół etatu w przetwórni ryb. Lewy obrońca Leivur Joensen, prawonożny, z bardzo dobrze ułożoną stopą. Jego atut to stałe fragmenty gry. Pracuje jako sprzedawca w firmie zajmującej się wyposażeniem, budową i naprawą statków. Środkowy pomocnik Pætur Jacobsen, kapitan i najbardziej doświadczony zawodnik w drużynie. Jego atutami są wytrzymałość i nieustępliwość. Ma własną firmę stolarską. Kolejny gracz środka pola, Hákun Edmundsson, mądrze grający zawodnik z dobrym podaniem, zarówno krótkim, jak i długim. Ma dobre, mocne uderzenie i status profesjonalnego piłkarza, jest do nas wypożyczony z drugiej ligi duńskiej. Uczy się zaocznie (już po tej wypowiedzi Hákun przeniósł się do duńskiego klubu Vendsyssel – przyp. wł.). Skrzydłowy Jákup Johansen – lewa noga z bardzo dobrym dryblingiem i dośrodkowaniem. Pracuje w sklepie wyposażającym statki, tak jak Leivur, ale w konkurencyjnej firmie. Skrzydłowy / napastnik Mamuka Toronjadze, drugi Gruzin w zespole, również doświadczony, z dobrym uderzeniem, grający mądrze, ale i siłowo. Podobnie jak Joba, znalazł zatrudnienie przy rybach. Środkowy napastnik / skrzydłowy Edvin Jacobsen może grać na wielu pozycjach, potrafi dobrze rozprowadzać piłkę, ma dopracowany drybling. Uczy się w szkole pedagogicznej. No i wreszcie napastnik, Brian Jacobsen, wysoki i bardzo silny, z umiejętnością utrzymania piłki i dobrej gry w powietrzu. Pracuje jako magazynier w firmie ze skrzydłowym Jákupem. Tak przedstawia się główny team. Jest jeszcze m.in. Jónhard Frederiksberg, chyba najstarszy w drużynie, może grać na każdej pozycji. Ma udziały w firmie rozwożącej ryby. Najmłodszy, Andreas Jacobsen to szybki napastnik z dobrym uderzeniem. Jest uczniem. 

- Ano właśnie. Ty zostałeś, zdaje się, absolwentem?
Na koniec szkoły miałem do zdania sześć egzaminów: trzy ustne i trzy pisemne. Na razie dostałem się na studia marketingowe w Tórshavn. Składałem też papiery na nauczyciela, ale jeszcze nie zdecydowałem co będę robił, chcę mieć jak najwięcej opcji.

- Jak wyglądały te egzaminy?
W przypadku ustnych było losowanie przedmiotów, które trzeba zdać. Mi wylosowano historię, język farerski i taki przedmiot, który można określić jako zrozumienie kultur, na którym uczymy się różnic kulturowych i pożądanych zachowań w kontaktach z przedstawicielami innych nacji. Z historii można było wylosować dzieje Wysp Owczych na przestrzeni ostatnich stu lat, pierwszą wojnę światową, współczesny terroryzm – zadają parę pytań pod dany temat i masz pół godziny na przygotowanie się.

- Gdy rozmawiamy, trwa u Was akurat G! Festival, o którym robi się w Europie coraz głośniej. Uczestniczysz? Lubisz takie klimaty?
Nie mam karnetu, ale udało mi się wejść na koncert
. Moim faworytem jest Janus W. Mortensen – bardzo lubię słuchać jego muzyki, zresztą to mój kolega. Poza tym podobają mi się piosenki zespołu BYRTA, lubię Danny and the Veetos i Swangah


- A publika na meczach
Skáli? Jakbyś ich ocenił?
Na mecze u nas przychodzi sporo ludzi i czasami trochę podopingują. Na wyjazdach jest już słabiej, nie słychać ich tak często. Fanów, którzy robią najlepszą atmosferę, mają
Víkingur í KÍ. Ich kibice wszędzie podróżują za swoją drużyną, z flagami, bębnami i tak dalej. Wymyślają też piosenki dedykowane dla każdego zawodnika, więc na pewno gra się przyjemniej. Te piosenki są na znane melodie, tylko zamiast tekstu skanduje się imiona zawodników.

- W 2005 roku Skála zajęła najwyższe w swojej historii miejsce w lidze – trzecie. Dzięki temu zadebiutowała w europejskich pucharach, mierząc się z silnym norweskim Startem Kristiansand. Czego Wam teraz brakuje, by nawiązać do tamtego sukcesu?
Może rutyny i doświadczenia? W kilku meczach traciliśmy bramki i ważne punkty w samych końcówkach. Gdyby nie te straty, wciąż liczylibyśmy się w walce o czwarte miejsce i możliwość gry w Lidze Europy.

- W Waszym rejonie działa prężnie parę klubów, położonych w sumie na małej przestrzeni, w osadach zamieszkałych przez nie więcej niż po kilkaset osób: po sąsiedzku przez fiord macie silne NS
Í i nieźle zorganizowane B68, jeszcze bliżej, choć za wielką górą, mistrzów z Víkingura, do tego całkiem niedaleko EB/Streymur i ÍF. Jak to możliwe, że na tak małym terytorium starcza miejsca dla wszystkich?
Odpowiedź jest prosta: prawie każdy gra w piłkę, dzięki czemu w każdej miejscowości jest możliwość szkolić dzieci i młodzież pod sztandarem lokalnego klubu.

- Za tym idą obowiązki organizacyjne, potrzeba finansowania. Dużo macie sponsorów?
W zasadzie Skála ma jednego głównego sponsora. Stocznię Mest.

- Co jest dla Ciebie największym zaskoczeniem w bieżącym sezonie?
Na pewno drużyna z Suðuroy. Po połączeniu się w jeden zespół (z trzech klubów: TB, FC Suðuroy i Royn Hvalba – przyp. wł.) zaskoczyli wszystkich i trzymają się blisko czołówki. Ich gra nie jest ładna, ale trzeba przyznać, że mają swój styl i dobrze go rozwijają. Grają przeważnie długą piłkę na napastnika, pomyślność akcji budują na bezpardonowej, twardej walce. Są niebezpieczni przy stałych fragmentach gry. Liderem jest tam Jón Krosslá Poulsen, który dysponuje najmocniejszym uderzeniem w lidze. Na pewno zyskują też dzięki charyzmie szkockiego trenera, który chyba znalazł sposób, jak ich nakręcać.

- A co zyskujesz od swojego trenera?
Cały czas mi powtarza, żebym próbował strzelać z daleka. W ten sposób udało mi się zaskoczyć bramkarzy EB/Streymur i KÍ. Czasami zostaję po treningach potrenować strzały, szczególnie tak zwane „martwą piłką”, knuckleball. Tego typu uderzenie wyszło mi przy pierwszym golu z EB/Streym. Piłka frunęła w różne strony i można powiedzieć, że strzał był niemal idealny.

- Pod koniec lipca liga wznowiła grę po wakacyjnej przerwie, ale zabrakło Cię na boisku w meczach z B36 i EB/Streymur przez kłopoty z wizą.
Skończyło mi się tymczasowe pozwolenie na pracę, wyrobione w październiku. Teraz odpowiednio wcześniej wypełniłem formularz, liczący ponad 20 stron i wysłałem listownie do urzędu imigracyjnego w Danii. I czekam na odpowiedź, nic więcej nie mogę zrobić. W Danii trwa okres urlopowy. Działacze
Skáli próbowali dzwonić, przyspieszyć procedurę, ale nic nie udało się wyjaśnić. Tkwię w niepewności.